top of page

Nie pomnik, lecz perpetuum mobile.


Aby COŚ powstało, musi pojawić się pomysł. Pomysł i sposób jego realizacji natomiast pojawia się na różne sposoby. Albo jest to wynik intensywnego rozmyślania jednej osoby, burza mózgów osób przynajmniej dwóch lub przypadek, ot taki, jaki rzekomo spotkał Newtona, któremu jabłko spadło na głowę :) . W opisanym poniżej wypadku doszło do spotkania wszystkich tych sposobów.

Jednoosobowa wizja, która mi przypadła w udziale, a którą zaraziłam, niczym bakcylem garstkę osób, rozrosła się, przekształciła czy też ewoluowała, z jednej strony do niebotycznych rozmiarów, z drugiej strony minimalizując, jak tylko się da koszty. Co więcej, wizja rodem z filmów science fiction stała się tak realna, tak banalna i tak prosta do realizacji, że zarówno mnie, jak i wspomniane wyżej osoby wprawiła w osłupienie. Nie chwilowe, nie takie, jakiego się doświadcza, gdy coś nas zaskoczy, tylko takie, które wywraca człowiekowi świat do góry nogami, zmienia perspektywę, sposób myślenia, a przy okazji - życie.

Razem z Leszkiem Salomonem zadaliśmy sobie pytanie, czy można stworzyć rzeźbę, figurę, cokolwiek, co odda ogrom nieszczęść, jakie spotkały ludzkość z powodu religii? Zawsze pozostanie niedosyt, zawsze ktoś może uznać, że co innego powinno symbolizować ofiary, że czegoś brakuje, a czegoś jest za dużo. A poza tym, co można zrobić z takim pomnikiem? Co najwyżej złożyć przed nim kwiaty. I wówczas, podczas wymiany zdań Leszek wpadł na pomysł, że to wcale nie musi być pomnik, tylko na przykład las lub pole, na którym będziemy sadzić drzewa. Czyżby newtonowskie jabłko? I posypały się pomysły, pomnik spłonął niczym słomiany zapał, zanim powstał. A z jego popiołów w jednej chwili, jak feniks, narodziło się Miejsce Pamięci Ofiar Religii – swoistego rodzaju perpetuum mobile.

Do tej pory genialność tego pomysłu mnie poraża...

...choć staram się z nią oswoić od kilku dni, bowiem przypadkowo ten jeden pomysł wybawił nas od niebotycznych kosztów, projektów, pozwoleń, oporu urzędników, czy przeszkód natury formalnej, technicznej i czysto ludzkiej.

Postanowiliśmy więc kupić jako stowarzyszenie, gospodarstwo rolne pod zalesienie, lub ziemię częściowo zalesioną. Rosnące na niej drzewa po „otrzymaniu” stosownych tabliczek, zostaną „poświęcone” konkretnym grupom ofiar, lub pojedynczym osobom, których tragiczny los udokumentujemy, czyli udowodnimy zaistnienie zbrodni na tle religijnym.

Mogłoby to wyglądać tak:

Ziemia podzielona na sektory, bo drzewa nie mogą być sadzone chaotycznie. Na przykład na kontynenty, a te na mniejsze elementy – kraje. Albo na okresy, wieki a te na poszczególne lata. Pomiędzy drzewami mogłyby powstać ścieżki dydaktyczne. Tu przyda się architekt krajobrazu. Ktoś już został zarekomendowany przez Mariusza Hnatiuka. Odwiedzający miejsce pamięci ludzie, dostawaliby kamień. więcej
Na przykład jedno z drzew może zostać pomnikiem na rzecz ofiar ostatniego zamachu terrorystycznego we Francji. Kolejne, na rzecz osób ściętych przez bandytów z państwa ISIS itd. Następne drzewa byłyby uroczyście sadzone ku czci innych ofiar. Dostrzegacie symbolizm takiego działania? Jego ogrom i potencjał? Życie za śmierć, żywe drzewo „na wieki” upamiętniające ofiary, wciąż rozrastające się, swobodne, wolne, piękne... Dalej ograniczyć nas już może tylko wyobraźnia.

Odwiedzający miejsce pamięci ludzie, dostawaliby kamień. Mogliby go na przykład podpisać. Spacerując pomiędzy sektorami, zdobywaliby skondensowaną wiedzę z tabliczek umieszczonych na drzewach (komu drzewo zostało poświęcone) i z tabliczek przy ścieżkach podsumowujących informację na temat grupy drzew (sektorów). Spacer mógłby kończyć się w jednym miejscu, gdzie odwiedzający pozostawialiby kamień, z którym rozpoczynali „podróż”. Tak powstawałby kopiec, na utworzenie którego wpadł Mariusz Hnatiuk.


Być może udałoby się zainteresować sprawą np. studentów z artystycznymi aspiracjami. Mogliby oni wykonywać jakieś prace tematyczne, może np. rzeźby ustawiane pomiędzy drzewami. Marzy mi się mały Indianin z Kanady, z obciętym warkoczem w ręku – chłopiec, którego zdjęcie widziałam w Internecie, i które mnie prześladuje. Jedna z ofiar kanadyjskiego holocaustu dokonanego przez religie chrześcijańskie. Dla niektórych Indian, o ile mnie pamięć nie myli, dusza znajdowała się we włosach.


Stąd podobno wycinanie skalpów. Indiańskie dzieci, które miały stać się podobne do cywilizowanych białych ludzi, siłą odbierane rodzicom, w pierwszej kolejności traciły swoje piękne włosy. I to była najmniejsza ze strat. Następnie odbierano im osobowość, całe dzieciństwo, złudzenia, niewinność, nadzieję w zamian za wiarę w boga i śmierć. Ostatni obóz koncentracyjny, czyli szkołę chrześcijańską zamknięto w XX w., więc nie jest to historia odległa.


Gdybyśmy kupili gospodarstwo z jakimiś budynkami, zaadoptowalibyśmy je tak, aby spełniały określone funkcje, w zależności od tego, co chcielibyśmy, czy chcielibyście, aby na terenie Miejsca Pamięci Ofiar Religii się znalazło. Można zrobić miejsce z księgą do wpisów, sale pamięci, miejsce na ewentualne wykłady, odczyty, może miejsce, gdzie wyświetlane byłyby filmy, sala dla dzieci, które mogłyby wykonać jakieś pamiątkowe rysunki czy prace na przykład z gliny.

Jak napisałam powyżej, ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Chodzi o to, żeby ludzie chcieli tu przyjechać, mieli co tu robić, zdobyli lub ugruntowali swoją wiedzę, przeżyli to na tyle głęboko, aby pobyt tu zapadł im na zawsze w pamięci oraz żeby mieli poczucie, że coś dla tego miejsca zrobili (wpisy do księgi, kamienie do kopca, posadzenie drzewa). Aby to miejsce, symbolizujące religijny grobowiec, mimo wszystko tętniło życiem.


Oczywiście z miejscem pamięci można ruszać niemal od razu po zakupie ziemi. Potem, po tzw. „otwarciu”, można realizować rozbudowę, adaptację zastanych budynków, starać się o kolejne dotacje.

Pamiętajcie o tym, że mówimy o projekcie, którego nikt nie zrealizował na całym świecie, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

Dlaczego perpetuum mobile? Bo Miejsce Pamięci Ofiar Religii raz uruchomione, nigdy się nie zatrzyma, będzie trwać wiecznie, cieszyć przyszłe pokolenia, a jego twórcą będzie mógł być każdy, kto tylko zechce. Będzie działać nawet wówczas, kiedy nas już nie będzie. Dopóki istnieją religie, będą wciąż nowe ofiary. Jednak wówczas będzie już takie miejsce, które nie pozwoli o nich zapomnieć.

Mam świadomość, że wielu będzie patrzeć na nas jak na wariatów. Jest jednak duże prawdopodobieństwo, że to się uda. Wierzę w to, że wówczas dołączą do nas inni. Gdyby ktoś z Was chciał podzielić się z nami swoimi uwagami, pomysłami, radami czy nawet sceptycyzmem, zapraszamy do dyskusji.


Do sadzenia drzew chcemy zapraszać wszystkich chętnych. Są fundacje, które myślę, że skorzystałyby z okazji, nagłaśniając przy tym sprawę.

A potem znajdą się na pewno inne grupy, pojedyncze osoby, może Wy, może Ty?

Featured Posts
Recent Posts
Search By Tags
Nie ma jeszcze tagów.
Follow Us
  • Facebook Classic
  • Twitter Classic
  • Google Classic
bottom of page